W cieniu rodowych śladów
„Ślad po nas zostaje. To, że kogoś nie pamiętamy albo nie znamy, nie oznacza, że go nie było”

Ślady, które w nas zostają
Czasem myślę o moim rodzie jak o wielkim drzewie, którego korzenie oplatają mnie z każdej strony. To drzewo pamięta wszystko – zarówno miłość, jak i złość, radość i ból. Kiedy patrzę wstecz na historie mojej rodziny, widzę zarówno ofiary, jak i sprawców. Widzę traumy, których nie da się wymazać, ale też uzdrowienia, które pozwoliły nam żyć dalej.
„Ślad po nas zostaje. To, że kogoś nie pamiętamy albo nie znamy, nie oznacza, że go nie było” – mówi Ania Choińska. Ta myśl pozwala mi zrozumieć, że każda historia – nawet ta trudna – jest częścią większej całości. Ślady, jakie zostawili nasi przodkowie, trwają w nas, niezależnie od tego, czy chcemy je dostrzegać, czy wolimy je ignorować.
Nieoczywista przynależność
Zawsze wydawało mi się, że rodzina to tylko ci, których znam – mama, tata, babcia, dziadek. Ale z czasem zrozumiałam, że przynależność jest znacznie szersza. To także ci, których nigdy nie poznałam, dzieci, które nigdy się nie narodziły, partnerzy, którzy odeszli, a nawet obcy sprawcy, którzy swoim działaniem na zawsze zmienili losy rodziny.
„System pamięta wszystkich – ofiary, sprawców, dzieci, które były w drodze, partnerów, których już nie ma. Przynależą wszyscy” – przypomina Ania. To nie jest oczywiste, że sprawca, który wyrządził krzywdę, jest częścią mojego rodu. A jednak to właśnie ta akceptacja daje spokój. Bo przynależność oznacza uznanie – bez oceniania, bez osądzania. Oznacza przyjęcie całości takim, jakie jest, z całym jego chaosem i pięknem. Wiem, wiem… Łatwo powiedzieć. Jak nie ocenić sprawcy, który swoją zbrodnią zmienił los prababci? Jak nie mieć żalu i nie wyobrażać sobie, jak mogłoby być, gdyby nie spotkała go na swojej drodze?
Ciężar lojalności
Lojalność wobec rodziny to temat, który zawsze mnie poruszał. Jak wiele decyzji w moim życiu było dyktowanych nieświadomą chęcią, by być taka jak oni? Jak często rezygnowałam z własnych marzeń, bo wydawało mi się, że muszę powielać historie moich przodków? A czasem nawet powielałam kompletnie nie mając świadomości, że to robię. I to jest najbardziej niesamowite.
„Nieszczęście bywa lojalnością – powtarzaniem schematów rodu, cierpieniem tak jak oni. Ale to nie ród tego od nas oczekuje. To my sami sobie to narzucamy” – wyjaśnia Ania Choińska. Ta myśl zmieniła moje podejście do lojalności. Zrozumiałam, że nie muszę cierpieć, by być częścią rodziny. Cierpienie jest łatwiejsze niż szczęście – to prawda, która długo we mnie rezonowała. Bo szczęście wymaga odwagi, wymaga wyjścia poza utarte schematy, poza lojalność wobec bólu. A to jest trudne. Ale możliwe.
Czy można stracić przynależność?
Jednym z największych lęków, które nosimy, jest strach przed odrzuceniem. Wydaje nam się, że jeśli wybierzemy inną drogę niż nasi przodkowie, to stracimy przynależność. Często wydaje nam się to na poziomie podświadomym, bo „z głowy” powiedzielibyśmy, że to bzdura i wcale tak nie robimy. Prawda jest taka, że przynależność jest nam dana z chwilą narodzin. Nie możemy jej stracić – jest wpisana w nasze geny, w nasze istnienie.
„Nie da się stracić przynależności. Nawet gdybyśmy bardzo chcieli. Przynależność jest zapisana w naszych genach, w ciele, w historii” – tłumaczy Ania Choińska. Zrozumienie tego dało mi ogromne poczucie ulgi. Już nie muszę bać się, że idąc własną drogą, stracę coś, co zawsze było we mnie. Przynależność to dar, który pozwala mi być sobą, bez konieczności powielania cierpień i błędów moich przodków. To pozwolenie, by żyć inaczej – lżej, pełniej.
Miłość, która daje wolność
Na końcu każdej historii rodowej jest miłość. Nawet w trudnych historiach, nawet w bólu i krzywdzie, można dostrzec jej ślady. Ale to nie jest miłość, która ogranicza – to miłość, która daje wolność. Wolność, by być sobą, by żyć własnym życiem, by odnaleźć swoje miejsce w tym wielkim drzewie rodu.
„Na końcu wszystko jest historią miłości. Nawet najtrudniejsze wydarzenia, nawet ból – to wszystko prowadzi do miłości, jeśli tylko na to pozwolimy” – mówi Ania. Patrząc na swoje życie z tej perspektywy, czuję spokój. Bo wiem, że jestem częścią czegoś większego, ale jednocześnie mam prawo być sobą. Mam prawo do szczęścia, do własnych wyborów, do życia, które jest naprawdę moje. I to jest największy dar, jaki mogłam otrzymać od mojego rodu. Dziękuję Ci za to moje DRZEWO!