Gonię za ciszą, ale ona jest zawsze szybsza

W moim życiu oksymorony świetnie się mają. „Spokój w pędzie” to moje codzienne wyzwanie, a „harmonia w chaosie” brzmi jak motto na Instagramie, tylko kto ma czas je tam wpisać? No właśnie. Nie ja. Wciąż gdzieś biegnę – na spotkanie, do sklepu, do komputera – jakby od tego zależała moja egzystencja. A przecież jedyne, czego pragnę, to usiąść. Zwyczajnie usiąść. I posiedzieć. Ale jak tu siedzieć, skoro jeszcze tyle do zrobienia?

Problem z zatrzymaniem się

Ostatnio próbowałam zwolnić. Obiecałam sobie wieczór z książką, gorącą herbatą i ciepłym kocem. Idealnie, prawda? Tylko że najpierw „jeszcze jeden mail”. A potem pranie, które krzyczało z łazienki. Potem kalendarz na kolejny dzień – bo przecież chaos nie planuje się sam. W efekcie skończyłam w tym samym miejscu, co zawsze: grubo po północy, przed komputerem, dopieszczając jeszcze ostatni projekt, żeby następnego dnia było łatwiej z odhaczaniem punktów na liście „TO DO”.  A potem już darowałam sobie herbatę i książkę, bo oczy za bardzo piekły. Nie jestem pewna, czy koc był ciepły – nie zdążyłam sprawdzić.

Problemem jest nie tyle brak czasu, co brak umiejętności zatrzymania się. To trochę jak gra komputerowa – wchodzisz na wyższy poziom, tylko żeby odkryć, że to nie koniec, że zaraz będzie kolejny. I tak w kółko. Żyję, jakby zatrzymanie się miało oznaczać koniec świata. Czy to egoizm, czy paranoja? Jeszcze nie wiem.

Królową jest głowa, ale ciało się buntuje

Moje ciało od dawna próbuje mi coś powiedzieć, ale głowa zawsze wygrywa. „Jeszcze jeden mail”, powtarzam sobie, a ciało krzyczy: „Dość!”. Czasem mam wrażenie, że ono knuje przeciwko mnie – wysyła bóle pleców, migreny, dziwne zmęczenie. Ale kto by słuchał? Ciało nie ma dyplomu, a głowa ma. Ba… Dokładam jej kolejnych wyzwań, żeby mogła się pochwalić kolejnymi dyplomami. Wtedy na pewno przekona ciało, żeby nawet nie próbowało się wtrącać.

Ostatnio ciało wydało ultimatum – przestało ze mną współpracować. Siedzę na spotkaniu, a ono sygnalizuje: „Nie chcę tu być”. I co? Oczywiście głowa miała swoje „rozsądne” argumenty, więc zostałam. Ale jakim kosztem? Ciało znów miało rację, a ja znów nie wyciągnęłam wniosków. Boję się, że jak się kiedyś wkurzy i naprawdę mnie rozłoży na łopatki to może zrozumiem, ale będzie za późno… Boję się i co? Biegnę dalej, żeby nie słuchać tego strachu.

Matrix w codzienności

Czasem myślę, że żyję w Matrixie. Mam wgrane oprogramowanie: działaj, pracuj, osiągaj. A gdzieś w środku ja – prawdziwa ja – próbuję wcisnąć przycisk „pauza”. Tylko pilot od dawna nie ma baterii. Wybieram z zestawu opcji, które nie są moje, ale wgrane przez społeczeństwo, kulturę, oczekiwania. Jakby ktoś wrzucił mnie do gry i powiedział: „Graj, ale zasady poznasz w trakcie”. A ja gram. Bo przecież nie wypada się wylogować.

Odzyskać błogość i wewnętrzy spokój

Wszystko, czego szukam, już jest we mnie – ta myśl do mnie wraca. Nie muszę zdobywać spokoju, muszę go odzyskać. Ale jak? Tatuaż z napisem „Życie jest teraz” na przedramieniu nie załatwi sprawy, choć przypomina mi, że próbowałam. Na razie życie jest „teraz” bardziej w teorii. W praktyce jest „za chwilę, bo jeszcze coś muszę”.

Jedno wiem na pewno – nauczenie się cierpliwości wobec siebie to największe wyzwanie mojego życia. Ale skoro moje ciało wierzy we mnie każdego dnia, to i ja spróbuję w nie uwierzyć. Obiecuję. Może nie dziś, bo jeszcze ten jeden mail, ale jutro. Na pewno jutro.

Autorka: Anna Matusiak – Rześniowiecka


Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o tym, jakie postawy są potrzebne do osiągnięcia wewnętrznego spokoju, zapraszam na świąteczny webinar:

© 2025 Anna Choińska. Technologia Hedea.pl. Kreacja Wiktoria Czarnecka.

Koszyk

Twój koszyk jest pusty.

Wróć do sklepu